08 Dec 2012Świadome jedzenie podstawą diety
Zanim przejdę do trzeciego punktu naszego planu na życie, warto przypomnieć dwa pierwsze. Przede wszystkim jemy 5-6 posiłków dziennie, w tym jeden słodki, a do tego ograniczamy spożycie cukrów.
Oba punkty prowadzą do jednego - do uzyskania kontroli nad tym, co się dzieje. To my kontrolujemy, kiedy jemy, dzięki czemu przestajemy być permanentnie na głodzie. Odcinamy cukier, przy pomocy którego nasz własny organizm nami steruje. I to my określamy, kiedy ten cukier mu damy.
Zauważcie, że do tej pory nie narzucałam Wam, co właściwie macie jeść. Nie jestem dietetykiem, sama mam mnóstwo głupich nawyków żywieniowych, a przy tym uparta jestem jak osioł i jak ktoś mi mówi, że mam nie jeść pizzy, to właśnie zjem największą.
Często czytam, że dobra dieta powinna być zdrowa i zbilansowana. Zastanawiam się, co to właściwie znaczy dla mnie, osoby, która amatorsko gotuje. Szczerze mówiąc, nic mi to nie mówi. Podejrzewam, że większość z nas nie jest w stanie przytoczyć wyczerpującego wyjaśnienia. To kolejny slogan, jak „sport to zdrowie” czy „kochajmy zwierzęta”.
Chodzi mi o to, że normalnemu człowiekowi trudno jest połapać się w tym wszystkim – co jest zdrowe, a co nie i jak określić zbilansowaną dietę. Dla mnie zbilansowana dieta oznacza, że jest w niej wszystkiego po trochu – mięsa i ryb, warzyw i owoców oraz całej reszty. A zdrowe jedzenie to dla mnie przede wszystkim takie, które jak najbardziej odpowiada temu, co jadali moi przodkowie. A więc pokarmy jak najmniej przetworzone i jak najbardziej naturalne.
Długo zastanawiałam się, jak ugryźć ten temat. Bo to temat rzeka. Elaboraty można pisać o wyborze ryb, mięsa czy makaronów. O tym, jakie tłuszcze warto spożywać, jaki nabiał, a czego należy unikać. A to tylko czubek góry lodowej. Dlatego postanowiłam, że wybór tego, co jecie, zostawię Wam. I tylko trochę niektórym z Was namieszam…
Cała moja wiedza pochodzi od kota
No dobrze, może niekoniecznie cała, ale znaczna jej część. Mój pierwszy kot jadł co chciał (głównie Whiskas i KiteKat), żył długo i odszedł na raka niezwiązanego bezpośrednio z jedzeniem. W tym samym czasie pierwszy kot moich rodziców również jadł to samo i odszedł na raka związanego z układem pokarmowym. Kot mojej Babci, również karmiony w podobny sposób, także został uśpiony z powodu raka żołądka.
Wiem, drastyczny przykład. Życie jest drastyczne. W ten sposób najlepiej się uczymy. Mojego obecnego kota karmię zupełnie inaczej.
Gdyby nie przytoczone wypadki, pewnie nie zainteresowałabym się składem kociej karmy. Gdybym nie nauczyła się jej analizować, nadal robiłabym z kota zmutowanego kurczaka, żywiąc go karmami zbożowymi o zawartości 4-14% mięsa oraz E-świństwami. I pewnie nigdy nie odwróciłabym opakowania kostek rosołowych, żeby przeczytać, co właściwie tam jest...
Bo skoro staram się jak najlepiej karmić kota, to czemu też nie siebie?
Trzecia zasada brzmi:
Jesteś tym, co jesz, więc jedz świadomie. Wybieraj produkty jak najmniej przetworzone i jak najbardziej naturalne.
Właśnie dlatego zanim coś kupię, odwracam kolorowe opakowanie na drugą stronę i czytam metkę. Robię to już odruchowo, jako swoiste hobby. Etykiety nie tylko mówią nam, jakie składniki odżywcze zawiera dany produkt, co przydaje się podczas kontroli spożywania ilości cukru, ale także o tym, z czego te składniki odżywcze pochodzą.
Weźmy przytoczoną wcześniej kostkę rosołową. To dobry przykład, żeby wytłumaczyć, jak to się wszystko czyta.
Kostka rosołowa Knorr: Rosół z kury z pietruszką i lubczykiem
Skład: sól, tłuszcz roślinny, substancje wzmacniające smak i zapach (glutaminian sodu, inozynian disodowy, guanylan disodowy), skrobia, tłuszcz kurzy (3 %), aromat (w tym gorczyca), kurkuma, marchew, ekstrakt drożdżowy, cukier, natka pietruszki, nasiona selera, lubczyk, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), ekstrakt mięsa kurzego suszony (0,1 %), barwnik: karmel amoniakalny.
Otóż kolejność składników nie jest przypadkowa. Pierwsze są zawsze te składniki, których jest najwięcej. W tym wypadku to sól, chemia, skrobia. Tłuszczu kurzego jest 3%. Czyli warzyw jest 3% lub mniej. Mięsa kurzego jest 0,1%. Prosty rachunek pokazuje, że pierwszych trzech składników jest minimum 60% (12 składników ma po 3% lub mniej).
Wiecie co? Jak będę chciała dosypać sobie do zupy sól, to sobie dosypię. Nie muszę przy okazji dorzucać czegoś, co już z nazwy brzmi ohydnie i niebezpiecznie.
To może coś bardziej „dietetycznego”? Rozbawiło mnie, to co przeczytałam na płatkach, które według reklamy miałam jadać przynajmniej dwa razy dziennie, aby uzyskać piękną linię.
Nestlé Fitness - płatki pszenne, w 100 gramach mamy:
Białko 8,00 g
Węglowodany: 79,80 g (w tym cukry 17,10g – 17%!)
Tłuszcze: 1,30 g (w tym nasycone kwasy tłuszczowe 0,40g)
Błonnik: 5,10 g
Skład: ziarna zbóż: pszenica (45,9%), ryż, cukier, syrop cukru brązowego, ekstrakt słodowy jęczmienny, sól, syrop glukozowy, emulgator: mono- i diglicerydy kw. tłuszczowych, regulator kwasowości: fosforan trójsodowy, przeciwutleniacz: mieszanka tokoferoli
Czego w płatkach jest najwięcej? Oczywiście węglowodanów, ale to płatki, dajmy na to, że się nie czepiam. Zajrzyjmy więc w skład. Zaraz po pszenicy i ryżu w tych jakże fit płatkach znajduje się cukier, cukier, cukier, sól i znów cukier, a za nim cała gama chemii. Chudnijmy na zdrowie!
Reklama kłamie. Czytajcie etykiety na produktach, ktoś je w końcu po coś tam przykleił.
Tak właśnie. Ostatnio zaczynam łapać się na tym, że jak coś zaczynają reklamować, to przestaję to kupować. Zauważyliście, że dobre produkty się nie reklamują? Widzieliście gdzieś reklamę twarogu Piątnicy albo kociej karmy Acana? Ja nie. Im nachalniejsza reklama tym gorszy produkt i większa chęć naciągnięcia klienta.
Moja ulubiona reklama dotyczy Berlinek Classic produkowanych przez Morliny.
„Są parówki i są Berlinki. Berlinki to najwyższej jakości parówki zrobione z wyselekcjonowanych gatunków mięsa i unikalnej mieszanki przypraw.”
Skład: Mięso wieprzowe, woda, sól, E1420 Acetylowana skrobia, białko sojowe, przyprawy, E407 Karagen, białko kolagenowe wieprzowe, ekstrakty przypraw, E301 Askorbinian sodu, E250 Azotyn sodu, E621 Glutaminian sodu, E451 Trifosforany, E452 Polifosforany.
Rzeczywiście – unikalnie doprawione. Ogólnie większość wędlin tej firmy to E-parada.
A pyszna kanapkowa margaryna Delma? Ta z masłem miała aż…. uwaga… 0,5% masła!
Woda, oleje i tłuszcze roślinne, skrobia modyfikowana, masło (0,5%), emulgatory (lecytyna, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, polirycynooleinian poliglicerolu), sól, maślanka w proszku, substancja konserwująca (sorbinian potasu), regulator kwasowości (kwas cytrynowy), aromat, barwnik (beta-karoten), witaminy: A, D3.
Z margarynami to w ogóle jest tak, że moim zdaniem to kulinarna zbrodnia na ludzkości. Weźmy masło – jemy je od lat, każdy może je sobie przyrządzić sam w domu. Wystarczy tłusta śmietanka i trochę cierpliwości. A kto potrafi w domu zrobić margarynę?
Margaryna to nic innego jak olej roślinny, który w normalnej formie jest płynny. Żeby nadać mu konsystencję stałą, trzeba go przetworzyć oraz utwardzić za pomocą procesów chemicznych i utwardzaczy.
Margaryna nie jest naturalnym produktem. Nie chcecie masła? To skropcie chleb oliwą lub olejem tłoczonym na zimno – będzie zdrowiej.
Mleko UHT to kolejny produkt, który doprowadza mnie do szewskiej pasji. Coś, co wyjałowiono do tego stopnia, że po otwarciu, po dwóch miesiącach w lodówce, prędzej spleśnieje, niż się skwasi, to nie mleko tylko fenomen. Ludzkiej głupoty.
Ktoś może powiedzieć: „Przesadzasz. Ludzie to jedzą i żyją.” No pewnie. Niektórzy palą też papierosy i nie mają raka płuc. A jeszcze inni piją denaturat. Czy to oznacza, że ja też muszę?
Przede wszystkim nie wierzę, że cała ta chemia lądująca w naszym jedzeniu, pozostaje obojętna dla organizmu. Coraz więcej osób choruje na nadciśnienie, cukrzycę, nowotwory. Pokażcie mi badania, że to nie od tego. Pokażcie mi badania, że od tego się nie tyje. Pokażcie mi badania, których nie sponsorują koncerny, które to całe świństwo w nasze jedzenie pakują. I to badania na kilku pokoleniach.
Nie ma? To ja dziękuję, poczekam, postoję. Moja Babcia je masło, pije herbatę i nie używa kostek rosołowych. Ma 88 lat. Wygląda na to, że mam czas.
Świadome jedzenie i stawianie na naturalne produkty wcale nie jest trudne. Nie potrzebujemy do tego produktów BIO i wyspecjalizowanych sklepów. Wystarczy trochę pomyśleć podczas codziennych zakupów. To tak naprawdę małe kroki, małe wybory, które układają się w większą całość. Na początku jest trudno, bo trzeba o nich pamiętać. Z czasem nawet nie zauważa się, że weszły nam w krew.
Chcesz jogurt z owocami? Kup jogurt naturalny i dorzuć do niego owoców.
Poszukaj lokalnej wędzarni, wędlina pewnie wcale nie kosztuje dużo więcej, a nie wyrzucisz połowy do kosza, gdy po kilku dniach zzielenieje. I płacisz za rzeczywisty kilogram mięsa, a nie za 0,5 kg szynki nafaszerowanej wodą.
Zamiast mleka UHT, weź świeże mleko z lodówki obok. Zamiast zwykłej kostki rosołowej - kostkę BIO, a zamiast tekturowej bułki, która zsycha się na kamień w kilka godzin, kup dobry chleb pełnoziarnisty na zakwasie.
Świadome jedzenie to podstawa. To oraz branie odpowiedzialności. Czytaj skład produktów na etykietach i wybieraj te zdrowsze. Lasy giną dla tej informacji, więc niech chociaż posłuży w dobrej sprawie. A jeśli chcesz się truć, to rób to świadomie i nie wciskaj kitu o odchudzaniu dla zdrowia. Bądź świadomy, co sobie robisz. Z każdym kęsem bierz odpowiedzialność.
Wcześniej w cyklu Dieta: Święta trójca odżywania: białka, tłuszcze, węglowodany
Później w cyklu Dieta: Pułapki diety
2012/12/07 19:01:161. Maggie
I znow bardzo rozsadnie i z sensem. Reklamom nie wierze, odkad przeczytalam etykiete na popularnym truskawkowym jogurcie, w ktorej nie bylo ani slowa o truskawkach... A margaryna mnie przeraza. Jeszcze bardziej zas przeraza mnie to, ze niektorzy nadal wierza, ze jest zdrowsza niz maslo.